Nie jestem
krytykiem teatralnym. Nie czytam recenzji. Nie obchodzą mnie. Właściwie dawno
przestałam w nie wierzyć. To oczywiście drobną złośliwość z mojej strony (żeby
było jasne: szanuję każdą pracę), jednak jeśli chodzi o teatr, sztukę
generalnie, wolę zdać się na własne zmysły, emocje, na swoją wrażliwość. A to
wszystko zostało dotknięte “Wojną, która nie ma nic w sobie z kobiety”.
Spektakl, grany na Scenie Margines w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie, nie ma w
sobie nic z prowokacji i... tautologii. Bo pamiętając reportaże Swietłany Aleksijewicz najbardziej obawiałam się
symboliki krwi na deskach teatru. Na szczęście nie ma na scenie żadnego
czerwonego koloru. Są inne rekwizyty: mikrofony, szpulkowy magnetofon, kolumny.
I scenografia, która przypomina zapomniany przystanek autobusowy. Przestaję to
jednak widzieć już po pojawieniu się wszystkich aktorek. Młodzi twórcy, i mam
na myśli reżysera oraz część aktorek, którzy znają (podobnie jak ja) straszliwe
dzieje wojny wyłącznie z podręczników, reportaży, pamiętników ocalałych,
postawili na słowo i jego siłę przekazu. I nawet muzyka przestaje mnie
irytować. Starsza aktorka wbrew doświadczeniu i własnym traumatycznym
przeżyciom wniosła swoją kreacją mądrość dojrzałego dystansu do tego, co wojna
robi z kobiety i z kobietą.
W tym spektaklu nie ma głównych ról. Kobiety są w
nim jak jeden cierpiący organizm. Każde słowa na ich ustach żebrzą o
normalność. Wyostrzają widzowi zdolność do tworzenia w myślach wyobrażeń.
Wielka polityczna mapa jako pielucha. Odcięta, ale mocno trzymana w kobiecych
rękach noga rannego żołnierza. Menstruacja usztywniająca spodnie. Kot na
statku. Podpaski z rękawa. Traktor. Pełniąca obowiązki żona żonatego żołnierza.
Traktor. Mama. Suknia ślubna z bandaży, która przykrywa buty. Spektakl ulepiony
ze słów – pokornie, czasem na granicy ciszy, czasem na granicy krzyku. Jakby
kobiece opowieści domagały się swoich praw.
I jeszcze jedno: prawie wszystkie słowa, które
padają na scenie są bardzo aktualne (podobnie jak reportaż Swietłany
Aleksijewicz) Jakby nie zakrywać uszu, część świata jest w stanie permanentnej
wojny. Niektóre dzieją się obok. Nie chcę doświadczeń bohaterek spektaklu. Chcę
cieszyć się życiem. Wolnym. Dlatego słucham. Wyraźnie. Żeby pamiętać. Żeby
doceniać.
Agnieszka Kołodyńska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz